Kategoria Pierwsza strona, Blog dietetyka - Anna Wyszyńska

Znów usiadłam do pisania, tym razem w miesiącu „zadumanej przyrody” i człowieka, który jest jej częścią.  Niektórzy mówią, że nie lubią takich dni… Rzeczywiście częściej dopada nas nostalgia, czy nawet dotkliwsze spadki nastroju (choć, te, jeszcze mocniej w podobnej aurze, ale po zimie, gdy słonko jeszcze niezdecydowane, by się do nas uśmiechnąć, a nasze organizmy są już tak bardzo tego spragnione), ale ja muszę przyznać, że w jakiś sposób lubię każdą porę roku, doceniam tę zmienność, logikę rytmu natury… Poza tym potrzebny jest jednak jakiś brak (jak w poście), by potem jeszcze bardziej docenić to, czego nam wcześniej brakowało… na zasadzie przeciwieństwa (np. „szare” dni – dni słoneczne i radosne). Dlatego lubię też listopad, widzę urok w tym jak czarne gawrony – niby panowie w czarnych płaszczach – zbierają jeszcze z pola to, co da się zebrać przed zimą. W przyrodzie nic się nie marnuje. A wszystko wokoło rzeczywiście napawa jakąś… tęsknotą..? , jakby właśnie jakimś brakiem, zadumą, a kto nie ma wiary i głębszego poczucia sensu, może go faktycznie dopaść ból istnienia. Sam początek tego miesiąca wprowadza już „w temat”, przypomina dokąd tak naprawdę zmierzamy i wtedy ta „aura przemijalności”, refleksji, zadumy staje się przyjazna, jakby „oswojona”, a nawet radosna! W końcu to „balowanie świętych” to naprawdę dzień radosny! Chociaż ten jeden moglibyśmy tak przeżywać, bo kolejny, ze wspomnieniem tych, którzy nas wyprzedzili i których nieraz nam brakuje, może rzeczywiście czasem napawać smutkiem, ale on chyba też jest wpisany w naszą tu egzystencję…  (przekuwanie go w nadzieję przyszłego spotkania jest wyzwaniem i często – kwestią czasu).  Niestety niektórzy – wg wzoru zza oceanu – trywializują to i „radzą sobie” z tą listopadową nutą „po swojemu”, „po głupiemu”. Na szczęście niektórym się to już „przelało” np. rodzice w naszej szkole mieli już „po kokardę” wszystkich „halloweenowych” akcentów, którymi świat karmi nasze dzieci i zorganizowali „Bal Wszystkich Świętych” i jestem z nich dumna!!

A ja też przez chwilę „zadumałam się” o czym w tym miesiącu pisać. Chciałam napisać o kolejnych gatunkach roślin (kończąc najpierw temat zbóż) wspominanych przez św. Hildegardę, ale zdecydowałam jednak, w tym artykule, powrócić do orkiszu. A to dlatego, że uświadomiłam sobie coś, co wcześniej umknęło mojej uwadze, a co dla niektórych może być istotne, więc się tym podzielę..

Październikowy artykuł opowiadał o owsie. Wspomniałam, że bezglutenowe zboże może ulec tzw. zanieczyszczeniom wtórnym np. za sprawą wspólnych młynów ze zbożem glutenowym – najczęściej pszenicą. Jeśli przypomnimy sobie, że jest tzw. zły gluten i dobry gluten, dojdziemy do wniosku, że o takich zanieczyszczeniach możemy mówić także w obrębie zbóż glutenowych. Nie chodzi tu o przesadną drobiazgowość, lecz o konsekwentną dokładność, skoro już podjęłam się wymagającego tematu celiakii.. Dla większości konsumentów takie niuanse nie są istotne, jednak przypominam, że w chorobie związanej z reakcją autoagresji po kontakcie z glutenem – spożycie nawet bardzo niewielkiej ilości tego roślinnego białka, może być szkodliwe. Wiele z tych osób do końca życia musi odżywiać się bezglutenowo, niektórym z nich, po odpowiednim i świadomym przygotowaniu jelit, powolutku udaje się wprowadzić do diety orkisz leczniczy (pisałam już o tym we wcześniejszych artykułach). W ich diecie stosuje się wtedy odmianę Oberkulmer Rottkorn, którą uznaje się za najszlachetniejszą z odmian orkiszu leczniczego i najbezpieczniejszą dla osób z nietolerancją glutenu, gdyż, ze wszystkich tych odmian, zawiera najmniej białek glutenu. Z tą właśnie odmianą mamy do czynienia kupując polską Orvitę i to jest duży plus. Niestety (i to właśnie wcześniej umknęło z obszaru mych dociekań), Orvita nie ma własnych, oddzielnych młynów, w których mieliłaby jedynie swój leczniczy orkisz, lecz miele go w młynach „zewnętrznych”, można się domyślić – w których mielona jest też pszenica i inne zboża glutenowe. Z kolei Młyny Geisingen sprzedają swój leczniczy orkisz, w którym przeważa ta najszlachetniejsza odmiana, jednak czasami „dobierają” też inne odmiany leczniczego orkiszu  (zsypują je do wspólnych silosów). Z kolei mocną stroną tych produktów jest fakt, że oczywiście mają własne młyny, na których mielą jedynie swój leczniczy orkisz. Co lepsze? Co gorsze?, a właściwie powinnam zapytać: co bezpieczniejsze i bardziej godne polecenia w przypadku celiakii? Ja uważam, że celiacy najlepiej zrobią kupując całe ziarno Orvity (czyli produkt nie mielony) i kilka razy wypłuczą je w zimnej wodzie, a dopiero potem ugotują. Uważam, że wprowadzanie leczniczego orkiszu od dodawania np. do garnka z zupą łyżki wody po gotowaniu ziaren Rottkorn, jest mądrym wyborem. Potem można powolutku zwiększać ilość wody, potem spożywać 1 – 2 – 3 bardzo dobrze rozgotowanych ziaren, dokładnie je żując. Potem dodamy łyżkę… Jeśli reakcja na całe ziarna będzie pozytywna, wtedy – dla polskiego klienta – być może najrozsądniejszą ofertą (jeśli chodzi o produkty mielone) będą produkty niemieckich Młynów Geisingen (oczywiście nie zaleca się wtedy białej mąki, gdzie jest procentowo więcej glutenu). Jednak wszystkie zmiany wprowadzajcie ze świadomym lekarzem. Pewnie najlepiej byłoby myć ziarna Orvity, później je wysuszyć w piekarniku, a potem samemu mielić (podaję tylko pomysł, ale mam świadomość, że może być zniechęcający w swej złożoności).Niemcy mają już spore doświadczenie we wprowadzaniu leczniczego orkiszu przy celiakii. Też stosują do tego Rottkorn, gdy pozytywnie organizm przyjmie ziarna – dopuszczają w diecie w ograniczonych ilościach (nie codziennie).

Dzisiaj jest 11.04.2019 roku, a ja powróciłam do tego, napisanego kilka lat wcześniej artykułu, by uaktualnić zawarte w nim informacje. Dowiedziałam się niedawno (i było to dla mnie przykrym zaskoczeniem), że obecnie Młyny Geisingen nie mają przewagi Oberkulmer w swych silosach, lecz przewagę Frankenkornu. Jest to również odmiana dopuszczalna w diecie św. Hildegardy, jednak ma dużo więcej białek glutenu. Nie udało się też przez długi czas uzyskać  od nich EKO certyfikatów, czyli, chociaż z pewnością uprawy rolników objęte marką Dinkel nach Dr. Hertzka, nie są uprawami przemysłowymi, to nie mamy gwarancji, czy którychś z wielu rolników związanych z tą uprawą „czegoś nie sypnie” w niewielkich nawet ilościach…  Z kolei, wciąż wielkim ich atutem są oddzielne młyny. Obecnie w naszej polskiej Sunvicie można kupić Oberkulmer Rotkorn z upraw EKO, ziarno mielone na młynie wodnym, który miele tylko zboża eko, napiszę, gdy będę na 100% pewna, czy mielona jest w nim też pszenica, ale na pewno nie przemysłowa. Orvita ma wciąż Oberkulmer i podobno też   miele na młynie wodnym, ale nie wiem jakie inne zboża są tam mielone, nie ma jednak certyfikatów EKO. Ostatnio „wyszukałam” Babalskich, którzy tez mają zboża EKO, i ponoć jakiś czas mieli też Oberkulmer, lecz się wycofali, nie wiem jeszcze dlaczego, podejrzewam, że chodzi o trudność uprawy i niską plonność tego gatunku. Mają jednak w swej ofercie Schwabenkorn, który też jest prastarym gatunkiem. Nie wiem na razie jak u nich z młynami. Piszę, mimo, że informacje podaję niepełne, gdy się dowiem więcej – będę edytować. Najbardziej na razie mogę polecić polski EKO Rotkorn, czyli z Sunvity (dla „najwybredniejszych” jelit polecałabym wtedy wziąć całe ziarno – tak jak przed laty wyjaśniałam w tym artykule). Gdy Wy sie czegoś dowiecie i będziecie mieć sprawdzone wiadomości, też możecie podzielić się z innymi.

Pozdrawiam serdecznie!

Ostatnie Wpisy
Wyświetla 3 komentarzy
  • Anna
    Odpowiedz

    Panie Sebastianie, czy można to jakoś sprawdzić? Co to znaczy np. „oddzielna linia”? Czy są oddzielne żarna itd., nie znam się na tym niestety (na budowie różnym młynów), ale wyobrażam sobie, że takie „machiny do mielenia” mają mnóstwo zakamarków, a dla niektórych osób (zwłaszcza dla celiaków) ma to ogromne znaczenie. Wiem ile problemów miał jeden uczciwy rolnik, który sam chciał przedrzeć ścieżki dla polskiego owsa bezglutenowego. Zrobił bardzo wiele, ale z tego co wiem, nie doprowadził sprawy do końca, w którymś momencie się poddał, niestety, był chyba zbyt sam sobie zostawiony w tym wszystkim. Oddzielne pole (daleko od glutenowych zbóż), oddzielne zbiory, oddzielne maszyny, wozy, droga… Miałam z nim przez jakiś czas kontakt, potem się urwał. To jest spore wyzwanie, więc dlatego pytam o tę „oddzielną linię”. Niemniej, z tego co Pan pisze, pani Kornelia już bardzo dużo zrobiła i z pewnością jej orkisz jest porządny. 🙂 Warto, by pisała o tym jak jest, reklamując swój orkisz, bo to są ważne „szczegóły”.

  • sebastian
    Odpowiedz

    Z informacji uzyskanych przeze mnie od firmy Orvita wynika, że część mielenia zlecają w niewielkim młynie gospodarczym w którym jest jednak oddzielna „linia” dla mielenia tylko ziarna pochodzącego od nich a część mielą we własnym młynie żarnowym.

  • mhtmstudio
    Odpowiedz

    Czołem;-)

    Proszę się cieszyć, że ma pani wybór poiędzu orkiszami;-) W uk – jestem po korespondencji z młynami od których kupuję mieszają Franckenkorn i Oberkulmer Rotkorn i…nie mam innego wyjścia;-)

    Pozdrowienia z wiecznie jesiennej anglii;-)

    MHTM

Zostaw komentarz