Kategoria Pierwsza strona, Blog dietetyka - Anna Wyszyńska

No i doczekaliśmy czasu obfitości.  Na pogodę moglibyśmy pewnie trochę ponarzekać, ( bo kto wziął lipcowy urlop i myślał o gorących kąpielach na rozgrzanej plaży nad rzeczką, jeziorem czy morzem,  to chyba musiał zmienić pomysł na odpoczynek), jednak plony nie zawiodły – możemy cieszyć się gruntowymi pietruszkami, selerami, burakami, marchewkami…to samo jeśli chodzi o letnią obfitość ziół.

W majowym artykule zachęcałam, by pojawiającą się „zieloność” zaprosić do swoich organizmów i robić zapasy, ale oczywiście tyczy się to całego czasu letniego obfitowania. O tej porze roku, to można sobie wziąć np. atlas ziół, czy książkę z „ogródkiem św. Hildegardy” i wymyślać nowe, aromatyczne potrawy, biorąc różne zioła „na tapetę” (zwłaszcza jeśli wzmacniają narząd, który akurat mamy słabszy i wiemy, ze dobrze byłoby go wspomóc).

Dziś mam wenę by pisać o cząbrze. Trochę go zaniedbałam, troszkę „podsuszyłam” na moim parapecie, ale wciąż, gdy tylko chcę – mogę czuć jego silny aromat i smak w potrawach. Zioła to jednak są takie wdzięczne dla człowieka.

Wspomniałam o tej roślinie w dwóch poprzednich artykułach, bo nie sposób nie napisać o cząbrze – pisząc o fasoli. Ale roślina ta wspaniale komponuje się smakowo i zdrowotnie przecież nie tylko z roślinami strączkowymi. Można chyba spokojnie napisać, że cząber komponuje się ze wszystkimi (jeśli nikt nie podejdzie do tego zdania zbyt dosłownie i nie doda go np. do deseru malinowego, tylko ze zdrowym rozsądkiem, to można tak napisać). Ja tak pokochałam tą przyprawę, że dodaję cząber chyba do wszystkich zup (no właśnie – z wyjątkiem np. zupy owocowej), czy potraw warzywnych,  warzywno – mięsnych. Chcecie wypróbować? Dodajcie trochę cząbru, razem ze świeżą natką np. pod koniec gotowania rosołu, czy nawet już po wyłączeniu go. Niby zioło gorzkie, a jednak ta gorycz taka „słodkawa” jakby, aromatyczna – przyjazna podniebieniu – oczywiście jeśli się nie przesadzi – jak ze wszystkim (choć z cząbrem nie tak łatwo przesadzić..).

Jeszcze  zanim lepiej poznałam św. Hildegardę odkryłam cząber dzięki prostej, bułgarskiej mieszance, zwanej czubricą (dokładnie – zieloną czubricą) – dominuje tam cząber, lub oryginalnie – cząber górski,..i tak się zaczęła moja przygoda z cząbrem, bo od pierwszego użycia rosół nabrał innego smaku, a potem inne potrawy.

Św. Hildegarda bardzo zaleca jedzenie cząbru. Ta przyprawa nie może zaszkodzić, a jedynie przynosi wiele dobrego:

„Spożywanie go jest dobre i pożyteczne zarówno dla zdrowych, jak i dla chorych. To, co jest w nim kwaśne lub tez gorzkie, nie gryzie człowieka w jego wnętrzu, lecz uzdrawia, bowiem jest zmieszane ze słodka wilgocią. Dlatego cząber nie mnoży dolegliwości ani nie narusza tego, co jest zdrowe.”

„Człowiek, który ma słabe serce i chory żołądek, powinien jeść cząber na surowo, a ten go wzmocni, bowiem jego ciepło połączone z jego wilgocią usuwa z serca osłabienie, zaś z żołądka słabość i chorobę.”

Św. Hildegarda pisze też o przeciwartretycznym działaniu oraz przeciw chorobie Parkinsona („człowiek, którego członki wciąż się poruszają”) cząbru w mieszance z kminem rzymskim, szałwią oraz miodem, w podanych przez nią proporcjach. Wreszcie też pisze o dobroczynnym wpływie tej rośliny na człowieka skłonnego do melancholii oraz też o słabym wzroku, a podsumowała to:

„…Dzięki spożywaniu cząbru serce człowieka staje się radosne, zaś wzrok wyraźny.”

Jak widać cząber  nie tylko podnosi smak potraw, ale ma szerokie, dobroczynne zastosowanie dla  ludzkiego organizmu, zaś dr Strehlow podpowiada jeszcze jedno praktyczne zastosowanie dla szczęściarzy posiadających własny kawałek ziemi – „ziele to posadzone obok fasoli chroni ją przed mszycami”. Nasz doniczkowy cząber oczywiście nam już zakwitł, delikatnymi, bladofioletowymi kwiatuszkami, ale największa siła tej przyprawy jest od czerwca – na krótko przed kwitnieniem. Jednak i dziś dodałam go do zupy z fasolką szparagową i siła jego aromatu i jest mocna.

Ostatnie Wpisy

Zostaw komentarz