Kategoria Pierwsza strona, Blog dietetyka - Anna Wyszyńska

Ostatnim artykułem zamknęłam to, co chciałam, na pierwszym miejscu, napisać o współczesnym chlebie. Ostrzegłam, że powszechnie wypiekane pieczywo jest ,najczęściej, pokarmem, który niszczy nasze zdrowie.
W poszukiwaniu prawdy, dotyczącej jedzenia, żywności przetworzonej czy naszpikowanej chemią oraz, w szczególności, w świadomości dotyczącej zdrowego odżywiania, przeszłam pewną drogę w czasie której poznałam i analizowałam różne podejścia i opinie autorytetów w dziedzinie żywienia. I nie zawsze byli to autorzy podręczników nt. dietetyki obowiązujących w państwowych szkołach lecz często dociekliwi pasjonaci szukający, tejże prawdy, własnymi drogami. Spotkałam się z ciekawymi poglądami, często skrajnie odmiennymi.
Jak my wszyscy, w szkole „wychowałam się” na piramidzie żywieniowej. Także wspomnienia z mojego dzieciństwa, którymi się wcześniej dzieliłam, pozostawiły we mnie miłość i szacunek do ziarna.
Choroby moich dzieci dały mi, jednak, do myślenia, ze coś tu jest „nie tak”: mąka z pełnego przemiału okazała się „niszczącą siłą”. Zostałam członkiem Polskiego Stowarzyszenia Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej.
Z czasem dowiedziałam się o grupach krwi, które skrywają w sobie spuściznę po wielotysięcznej historii naszych przodków. Okazało się, że jesteśmy różni i nie zawsze dla każdego dobre jest dokładnie to samo. Jednak dr Peter D` Adamo, który obwieścił światu ową wiedzę, pisał, że nawet typowo rolnicza grupa krwi (gr A) nie może jeść pszenicy codziennie. Od niego nie dowiedziałam sie, jednak, skąd ta negatywna siła w ziarnie, które żywiło tyle pokoleń (zresztą nie to było przedmiotem jego badań). Pamiętam, natomiast, że zwrócił moją uwagę fakt, iż, obok ryżu, orkisz jest tym zbożem, które nikomu nie szkodzi, a dla niektórych grup jest zbożem wskazanym (pamiętajmy, że w swoich badaniach miał do dyspozycji orkisz dostępny w szerokiej sprzedaży, nie zaś pierwotny – leczniczy). Jednocześnie coraz więcej dowiadywałam się o modyfikacjach genetycznych pszenicy, a książka Williama Davisa „Dieta baz pszenicy” otworzyła mi, w tej sprawie, oczy najszerzej.
Jednak jej autor okazał się nie tylko odważnym głosicielem prawdy o współczesnych odmianach pszenicy, lecz także człowiekiem, który zanegował, w ogóle, pożyteczność i celowość rolnictwa jako takiego. O żadnym ze zbóż nie wypowiadał się pochlebnie, zaś w epilogu napisał:
„Nie ma wątpliwości, że początek uprawy pszenicy w Żyznym Półksiężycu mniej więcej 10 000 lat temu stanowił punkt zwrotny w rozwoju cywilizacji, tworząc podwaliny pod rewolucję neolityczną. Uprawa pszenicy przekształciła koczowniczych łowców-zbieraczy w osiadłe społeczności, które budowały wioski i miasta oraz wytwarzały nadwyżki żywności, co umożliwiło specjalizację zawodową. (…) Toteż pod wieloma względami jesteśmy winni pszenicy wdzięczność… (…) Czy aby na pewno?”
I tutaj Davis powołuje się na naukowe autorytety:
Przytoczył zdanie antropologa Marka Cohena, który uważał, że uprawa roli była zamianą jakości w ilość – oznaczała „zawężenie szerokiej gamy zbieranych roślin do nielicznych gatunków, które można było uprawiać”
Przybliżył też poglądy Jareda Diamonda, profesora geografii i fizjologii na Uniwersytecie Kalifornijskim, który „wskazuje, iż przejściu od społeczeństwa łowiecko- zbierackiego do rolniczego towarzyszyło zmniejszenie się wzrostu ludzi, gwałtowne rozprzestrzenianie chorób zakaźnych (…), powstanie warstw społecznych od chłopstwa do rodzin królewskich…” , czyli nierówność społeczna.
Trudno odmówić racji tym zarzutom . Gdy ludzie żywią się mniej różnorodnie, szczególnie ci biedni, żyją w większych skupiskach, to bardziej są narażeni na epidemie… itd. Rozważając te racje miałam, jednak, w pamięci słowa dr D` Adamo, króry , w głośnej książce „Jedz zgodnie ze swoją grupą krwi” napisał jak, ale też dlaczego, do tego doszło. Czytamy o silnych, mięsożernych ludziach Cro-Magnon (z grupą krwi 0), którzy polują w grupach, uczą się używać i doskonalą broń, stając się gatunkiem „najbardziej niebezpiecznym z drapieżników na ziemi”. „ Lud Cro-Magnon ostatecznie sam siebie zniszczył; jego początkowy sukces zmienił się w klęskę. Zbyt liczna populacja wkrótce wyczerpała dostępne tereny łowieckie(…). Współzawodnictwo prowadziło do wojny, a wojna do dalszej migracji.”
I oto w nowych warunkach ludzie szukają rozwiązań by przetrwać. „Będąc w stanie zrezygnować z uprzedniego trybu życia polegającego na jedzeniu wszystkiego, co wpadnie im w rękę, na rzecz świadomego planowania zbiorów, ludzie łączyli się we wspólnoty i zaczynali prowadzić osiadły tryb życia. Ten radykalnie odmienny styl życia, zasadnicza zmiana diety i środowiska spowodowały zmianę przewodu pokarmowego i układu immunologicznego ludzi neolitu. (…) Wyłoniła się grupa krwi A.”
Później przyszedł czas kolejnych zmian, m. In. udomowienie zwierząt – pojawia się grupa B…
Cóż, więc, z tego, że nie mamy tak potężnego kośćca, lecz jesteśmy trochę drobniejsi, ale za to nauczyliśmy się współpracować , „złagodnieliśmy”. To, że zamiast się „powybijać” ludzie nauczyli się żyć w większych skupiskach, było jakimś kolejnym etapem ich psychospołecznego rozwoju. Inna sprawa, że : pozabijać to się nie pozabijali, ale jeden zaczął wykorzystywać drugiego (warstwowość społeczna). No cóż… tak to jest z ludzkim egoizmem –zawsze którąś dziurą wylezie.. .
Zresztą… czy nam się to podoba czy nie rolnictwo, od tysięcy lat, po prostu stało się częścią historii ludzkości i dywagacje, czy dobrze się stało czy źle, tego nie zmienią.
Ja osobiście wyznam, że myśl np. o myśliwym-zbieraczu z indiańskiego plemienia, wzbudza we mnie przyjazne uczucia, ale podobne uczucia wywołuje wspomnienie rolnika orzącego swoje pole, czy pochylonego nad swym ziarnem. Obydwaj żyją w bliskości z przyrodą wpleceni w jej rytm i pory roku, choć rolnik trudzi się bardziej… (w takich chwilach myślę oczywiście o prawdziwym rolnictwie a nie o „porażce”, którą z niego, w dużej mierze, zrobiliśmy; teraz zarzut, że człowiek z jakości przeszedł w ilość, pasuje, niestety, jak ulał).
Mimo sentymentu, przyznam, że jednak miałam pewien „dyskomfort” w głowie. Trochę jak przytoczeni tu, niektórzy autorzy – zawiedzeni jakością ziarna i skutkami zdrowotnymi – zaczęłam zastanawiać się nad słusznością piramidy żywieniowej (niektórzy, przecież, radzili ją odwrócić). Ostatnie zdanie, w tej kwestii, pozostawiałam grupom krwi. I wtedy „spotkałam” św. Hildegardę z jej nauką i… oczywiście z „jej” orkiszem.
A więc jednak chodziło o to, by znaleźć właściwe zboże, z całym jego dobroczynnym działaniem (gdyby doktor Peter poznał je i poddał badaniom, z pewnością znalazłoby się, w diecie każdej z grup krwi, na liście produktów „wysoko wskazanych”).
Im bardziej poznaję to szlachetne zboże , tym bardziej się cieszę. Chodzi oczywiście o jego właściwości, ale wzrusza mnie też to, że – w moim odczuciu – święta Hildegarda dowartościowała nie tylko zboże, ale też rolnictwo, ciężką pracę każdego „kmiotka” na przestrzeni dziejów… Oczywiście cały czas mam na myśli PRAWDZIWE rolnictwo.
A poza tym ona przekazała nam wszechstronną wiedzę np. o ziołach, a to, akurat, można bardziej „przyporządkować” do zbieractwa, niż do rolnictwa.
Ta święta uczy nas czerpać z przyrody to co najlepsze…

Polecane Wpisy

Zostaw komentarz