Przyszła kolej na ostatni zboże , o którym jeszcze nic nie wspominałam na tym blogu, a które opisała św. Hildegarda. Ci, którzy już od jakiegoś czasu zapoznają się z dietetyką świętej Mniszki, pogodzili się już zapewne, że i tego zboża nie polecała, jako wartościowego składnika codziennego menu.
„Jęczmień jest zimny i pod tym względem zimniejszy i słabszy niż wymienione wcześniej zboże.”
(wcześniej wymieniła i opisała owies, który określiła – jak pamiętamy – jako ciepły)
Dalej pisze o jęczmieniu:
„Spożywany w formie chleba lub mąki szkodzi zdrowym i chorym, bowiem nie posiada tak dużych sił jak pozostałe gatunki zbóż.”
Ciekawe podejście – nie przydaje człowiekowi potrzebnych mu sił, więc szkodzi. Św. Hildegarda widzi wymierną szkodę w niejedzeniu tego, co służy. Jednak jest w tym opisie zboża także konkretny zarzut – „jest zimny”, czyli spożywanie go – wychładza organizm (pamiętamy jak ceniła współczesną jej pszenicę, a także orkisz czy owies, za efekt odwrotny – rozgrzewanie ludzkiego ciała). Jednak nie uznawała jęczmienia za roślinę niepotrzebną na tej ziemi. Zresztą, w swej przenikliwości, niejednokrotnie widziała sens istnienia gatunków z pozoru nieprzydatnych. W Jej opisach często spotykamy przypadki, gdzie opisuje roślinę jako szkodliwą, jednak w połączeniu z innymi, lub w przypadku określonej choroby, ukazuje tę roślinę (lub konkretną jej część np. liście , korzeń, sok…) jako lekarstwo. Jakie więc przeznaczenie w służbie człowiekowi, widziała dla tego zboża? Zastosowania zdrowotne dla jęczmienia widziała różne.
Zacznijmy od kąpieli. Częste kąpiele z dodatkiem „porządnie zagotowanego” jęczmienia w wodzie, według Hildegardy pozwalają uzdrowić człowieka, który jest osłabiony na całym ciele, gdyż „jęczmień jest silny i ostry, dlatego w łagodności kąpieli da siłę ludzkiej słabości”.
Woda w której ugotowano jęczmień i przepuszczono ją przez ściereczkę ma dwa „zewnętrzne” lecznicze zastosowania. Pierwsze dotyczy szorstkiej, łuszczącej się skóry twarzy. Radziła ją przemywać umiarkowanie ciepłą taką „jęczmienną” wodą, a „skóra stanie się miękka, zdrowa i będzie miała ładny koloryt, bowiem ostrość jęczmienia usuwa osłabienie skóry, nadając jej rumiany kolor.” Zaś bolącą głowę „należy często myć tą wodą, a wyzdrowieje, bowiem ostrość jęczmienia stawia opór palącemu i szalejącemu bólowi głowy”.
Jednak jęczmień jest dla człowieka przydatny także działając „od środka”. Tak jak wspomniałam, niejednokrotnie roślina niepolecana przez Hildegardę do jedzenia, w połączeniu z innymi roślinami i odpowiednio przyrządzona, okazuje się pożyteczna i lecznicza. Podobnie ma się rzecz z jęczmieniem:
„Jeśli ktoś jest tak bardzo osłabiony, ze nie może jeść chleba, powinien wziąć jednakową ilość jęczmienia i owsa, trochę kopru włoskiego, do tego dodać odrobinę smalcu i wszystko ugotować w wodzie. Po ugotowaniu niech przecedzi ów sok i pije go jak rosół zamiast spożywać chleb. Niech postępuje w ten sposób aż do odzyskania zdrowia…”
„Lojalny” wobec naszej świętej dr Strehlow w swojej książce przytacza jej słowa i dodaje od siebie:
„Dlatego w kuchni nie ma miejsca dla jęczmienia, co najwyżej można go podawać jako napój dla chorych i umierających: po 3 łyżki jęczmienia, kopru włoskiego i płatków owsianych gotować przez 5 minut w 1 litrze wody, odcedzić i podać do picia. Napój ten jest doskonale tolerowany.”
Tu trzeba zauważyć, że dr Strehlow pominął w składzie smalec. Jednak podał wypróbowane proporcje pozostałych składników, „łopatologicznie” nam podając prosty i praktyczny przepis dla mocno osłabionych, chorych ludzi.