Kategoria Pierwsza strona, Bez kategorii, Blog dietetyka - Anna Wyszyńska

Tak, to jest to, co po mojej głowie chodzi już jakiś czas – chcę Was zachęcić (jeśli macie, choćby kawałek, swojej ziemi – a jest to wielkie dobrodziejstwo) do siania orkiszu leczniczego!!

On już rośnie na polskich ziemiach, ale byłoby lepiej dla nas wszystkich, gdyby rosło go więcej…

Pamiętajcie, że jest to zboże, które ma bardzo małe wymagania, jeśli chodzi o warunki uprawy. Pisałam już o tym i pewnie przypomnę o tym jeszcze w kolejnym artykule, by –  Drodzy Czytelnicy – pozbawiać Was niepotrzebnych obaw, które mogą hamować zapał, czy otwarte myślenie – a szkoda by było…

Jeśli boicie się o zbyt, to strona naszego Towarzystwa pewnie Was jednak ośmiela i utwierdza w przekonaniu, że zainteresowanie tym orkiszem rośnie, więc rośnie też zapotrzebowanie na to zboże – jest coraz więcej świadomych klientów…  Poza tym można przecież na początek posiać go trochę. Wciąż przypomina mi się kawał, jak to zdziwiony i trochę przerażony przechodzień krzyczy do babiny, która obsypuje swe poletko ogromną ilością sztucznego nawozu: „Babciu! Co Wy robicie? Ileż Wy tego sypiecie?! Przecież to trucizna!” Na co babcia najspokojniej odpowiada, machnąwszy ręką: ”Ee! To nie do jedzenia! To na handel.”  Każdy sobie sam może dopowiedzieć, że „te- do jedzenia” miała w swoim małym ogródeczku, przy domeczku…

Czasem jakieś dobro można zaczynać od czegoś małego (a czasami nawet trzeba, bo się nie ma innych możliwości). Są różne sytuacje np. ktoś ma tylko małe pole, albo ma duże, ale „jest już zakontraktowany” inaczej… (przynajmniej na razie ).   Przecież jeśli ktoś posieje tylko trochę orkiszu – na małym polu, dla siebie i swojej rodziny (lub dogada się z sąsiadem i drugą rodziną) to już będzie jakieś wymierne dobro, chociaż dla tych kilku osób… Już ktoś zapozna się z tym zbożem (a przy okazji i otoczenie), posmakuje, odkryje korzyści zdrowotne, pozna dietetykę św. Hildegardy…  Czasami w odpowiednim kierunku trzeba zmierzać małymi kroczkami.

A poza tym, jeśli siejemy dla siebie – podobnie jak babcia – „nie paprzemy” tego chemią. To jest najpewniejsza rękojmia uczciwości. I znów przypomnę, że orkisz tego „sypania” w ogóle nie potrzebuje, w przeciwieństwie do współczesnych odmian pszenicy, które, bez takiej ludzkiej ingerencji, nie są w stanie istnieć!
Jednak już mieliśmy doświadczenia, że przekazane przez nas ziarno leczniczego orkiszu było „sypane” przez jakiegoś „pomysłowego Dobromira”, który oczywiście cieszył się, że zebrał dużo więcej niż się spodziewał, a my oczywiście od niego nie mogliśmy tego ziarna przyjąć…

Zresztą, trudne  zagadnienie „sypania” nie zamyka się w granicach naszego kraju, lecz jest problemem powszechnym, gdyż do tego wręcz zachęca, a nawet „zmusza” współczesna technologia rolnictwa ( by nie szukać daleko – wielokrotnie wspominana współczesna pszenica). Rolnicy, którzy teraz pomnażają plony, to najczęściej już pokolenie, które uczyło się rolnictwa zgodnie z ogólnym kierunkiem, w którym ono poszło, więc dewiza: „teraz jak nie posypiesz, to nie urośnie” nie jest im obca. Tu trzeba zmienić myślenie, przekroczyć schematy w których się tkwi, obawy, a to często nie jest łatwe. Przecież z tego samego powodu Niemcy zdecydowali chronić orkisz leczniczy znakiem jakości: „Dinkel nach Dr. Hertzka” („Orkisz według doktora Hertzki”), by konsumenci mogli być spokojny, że nabywany przez nich produkt jest rzeczywiście orkiszem leczniczym, czyli (przypominam) po pierwsze – jedną ze starych odmian tego zboża, po drugie – pochodzi z upraw ekologicznych. Niezmiernie ważne jest spełnienie obydwóch warunków. Dr. Strehlow otwarcie pisał o problemie, który pojawił się tak u niemieckich, jak i szwajcarskich rolników. Wszędzie mogą być ludzie, którzy decydują się robić coś uczciwie i analogicznie – tacy, którzy decydują się na nieuczciwość.

„Niestety zarówno w Szwajcarii, jak i w Niemczech pojawiają się ostatnio dążenia do zwiększenia plonów orkiszu poprzez stosowanie środków hodowlanych, nawożenia i pestycydów.(…) Nie możemy oczekiwać sukcesów w leczeniu, jeśli zastosujemy orkisz choćby częściowo zawierający szkodliwe substancje, które wywołują raka. Poza tym w przyszłości nie chcemy też psuć sobie apetytu agrochemią. Czystość orkiszu jest badana corocznie(…). Na podstawie doskonałych wyników analizy można uznać tak wyróżniony orkisz za produkt najwyższej jakości.”

Niemiecki krąg promujący dzieło św. Hildegardy wprowadził na rynek chronioną markę i niemieccy konsumenci przestali być wprowadzani w błąd. Podobnie musi być z polskimi konsumentami. Gdy Polskie Towarzystwo Przyjaciół św. Hildegardy z kimś współpracuje to oczywiście także bada i testuje ziarno. Z pewnością wspomniany „pomysłowy Dobromir” sprzeda swój orkisz, tym bardziej, że zboże to teraz stało się „modne”(przepraszam każdego miłośnika tej bajki, w sumie ten przemiły chłopiec wykazywał się kreatywnością w pozytywnym kierunku, tu zaś zmierza ona w przeciwnym..). Sprzedane przez niego ziarno – jednemu pomoże tylko połowicznie, drugiemu więcej zaszkodzi, niż pomoże i tak będzie się szerzyć dezinformacja, że „orkisz jest zły” (podobnie jak z tymi „orkiszowymi bułeczkami”, o których pisałam, co to mają w sobie 4% orkiszu, resztę pszenicy, ale już mogą nosić tę dumną nazwę).

Konkluzja nasuwa się sama: Drogi Czytelniku! Jeśli jesteś zainteresowany zasianiem leczniczego orkiszu lub chcesz kogoś tym zainteresować, opowiedzieć – to wspaniale!  Może „odwrócisz jakiś bieg” dotyczący Twojego zdrowia, może komuś pomożesz go odwrócić.  Jeśli chcesz siać go więcej lub chcesz to komuś podpowiedzieć, to pamiętaj, że przekazujesz mu nie tylko pewien pomysł na zarobek, ale też jakąś ideę.  Jestem przekonana, że jest ona związana z nadzieją wielu osób (myślę tu i o rolnikach – do których ciężkiej pracy mam duży szacunek – oraz ich rodzinach, i o innych konsumentach). To ziarno będą, być może, jeść ludzie, którzy świadomie chcą zadbać o swoje zdrowie, choć na razie żadna poważna choroba im nie dolega, ale też (a może przede wszystkim) ludzie chorzy, dzieci z alergią i różnymi zdrowotnymi problemami, ludzie nieraz wcześniej „naciągnięci”, oszukani, zmęczeni lub tacy, którzy walczą o życie z nowotworem…  Skoro podejmujesz decyzję w wolności, siejesz na własnej ziemi, wiesz też dla kogo i po co siejesz, podejmij ją przed sobą samym odpowiedzialnie.

Ostatnie Wpisy
Wyświetla 14 komentarzy
  • Anna
    Odpowiedz

    Tak, przekazujmy sobie wiedzę… może z czasem temat „dojrzeje” w szerszych kręgach. Pozdrawiam Panie Leszku 🙂

  • Leszek
    Odpowiedz

    ignorancją wspieramy system / podając dalej = budujemy świadomość. Włączamy myślenie / wyłączamy milczenie. Wiedza warta rozdawania. Autorom podziękowania ślę serdeczne . Budzimy Iskierkę WIEDZY w sobie by je rozdawać.Sprawdzaj, doświadczaj.Polecam ..podaj dalej.

  • Agnieszka
    Odpowiedz

    Witam W związku z zachętą proszę o informację gdzie można zakupic ziarno do siewu orginalnego leczniczego orkiszu ??

    • Anna
      Odpowiedz

      W tym roku jest możliwość zakupu ziarna u nas. Ogłoszenie jest na stronie głównej Towarzystwa wraz z nr telefonu 🙂

  • Anna
    Odpowiedz

    Ja rzeczywiście sama piekę chleb, robię makaron orkiszowy, gotuję proste a smaczne potrawy… i uczę tego na warsztatach „Gotuj ze św. Hildegardą” i bardzo cenię sobie swoją kuchnię 🙂
    Ceny skupu orkiszu, o których Pan pisze, są oczywiście krzywdzące dla rolników. Mój artykuł był jednym z całego cyklu artykułów, w którym podpowiadałam np. współpracę z Polskim Towarzystwem Przyjaciół św. Hildegardy. Św. Hildegarda chyba nie pisała nic o odmianach orkiszu, ja nic o tym nie słyszałam. Za jej czasów nie modyfikowano zbóż :), więc orkisz był orkiszem – rośliną z 42 chromosomami, choć być może i wtedy były już jakieś różne jego podgatunki, ale o ile znam jej pisma – nie spotkałam się. To współcześni propagatorzy jej mądrości piszą o tych odmianach, by odróżnić te stare gatunki od późniejszych, skrzyżowanych z pszenicą, które już nie są orkiszem leczniczym. Ostro jest jednym z tych „prawdziwych”, zaś Oberkulmer Rotkorn uznaje się za najdelikatniejszy z tych 5-ciu, najlepszy dla alergików. Myślałam o tym, by kilku takich uczciwych rolników z jednego regionu nawiązało współpracę, by opłacalne dla nich było nawet postawienie jakiegoś małego młyna (by nie mielić na młynach zewnętrznych mielących pszenicę i in.), a PTP św. Hildegardy dotarłoby z tą informacją do odbiorców, czytelników, a popyt na orkisz św. Hildegardy jest coraz większy. Ale wiem, że łatwiej o tym pisać, niż realizować, jednak wierzę na wszystko przyjdzie czas.. Pozdrawiam serdecznie!

  • Anna
    Odpowiedz

    Panie Łukaszu, dziękuję za Pana wypowiedź. Bardzo się cieszę,że wypowiedział się ktoś, kto nie pisze „jak ślepy o kolorach” jak np. ja pisząc ten artykuł, tylko ktoś, kto – jak rozumiem – jest rolnikiem, czyli ma „najpierwsze” prawo wypowiadać się w tych kwestiach. Ja niestety nie mam nawet jednego hektara ziemi (choć bardzo bym chciała, a mój mąż chyba jeszcze bardziej) i sama nie mogłam wypróbować tego co czytałam w „hildegardowych” książkach. Można więc spokojnie powiedzieć, że mam ideę, a nie mam doświadczenia 🙁 Widocznie to, co pisali rolnicy ze Szwabii o uprawie „szpelcu”, czyli w ich języku – orkiszu, pasowało do tamtych realiów, bo np. maszyny to mieli przystosowane z dziada pradziada, a odpowiedni płodozmian był dla „starych” rolników czymś oczywistym itd, (bo nie było jeszcze pestycydów) i inaczej nic by nie wyrosło..itd.Oni po prostu wiedzieli, że np. na terench górzystych, czy granicznych, tam gdzie pszenica się „nie uchowa”, spokojnie można zasiać szpelc, czy żyto.. także dlatego, że orkiszowi niestraszne trudniejsze warunki atmosferyczne. Ale coś za coś – ma grubą plewę, chroniącą i przed zmianami pogodowymi i przed zanieczyszczeniami z powietrza, ale za to jest trudno wymłacalny. Cała logistyka, maszyny..młyny, czyli przetarcie pierwszych szlaków dla współczesnego rolnika może być rzeczywiście trudniejsze niż się spodziewałam. Tym bardziej – szacunek dla wytrwałych, a poza tym byłoby cudnie, gdyby zebrała się grupa wspierających się, uczciwych rolników, bo w pojedynkę, to rzeczywiście można się czuć jak błędny rycerz. Dobrze myślę Panie Łukaszu?

    • Łukasz
      Odpowiedz

      Założenia są bardzo dobre. Wielu rolników którzy zajmują się uprawą ekologiczną (prawdziwych ekologów, bo zgadzam się że zdarzają się oszustwa), nie decyduje się na uprawę orkiszu, odstraszają ich nakłady pracy i zakup maszyn (które też swoje kosztują) i co ważne trzeba wspomnieć o cenie. Cena jak już Pani wspominała w sklepie oczywiście są spore, ale jako dla rolnika to już tak kolorowo nie bywa. Na dzień dzisiejszy cena spadła, za 1 kg można uzyskać za nie łuskany orkisz w skupie 1,2 zł, tylko ze skupami są problemy, ilości samochodowe (20 ton), Niemcy bądź Czesi skupują, a z mniejszymi ilościami są problemy. Mniejsze ilości trzeba łuskać i szukać klientów na własną rękę, co nie jest takie proste jak się wydaje. Orkisz a orkisz to też jest różnica co możemy przeczytać w „hildegardowych” książkach. Wiele jest odmian, niektóre to tylko orkisz z nazwy, ale na ten temat więcej pisze św. Hildegarda.
      Ale zgadzam się że jak chce się wiedzieć co się je to najlepiej samemu to wytwarzać, bądź trzeba znaleźć rolnika któremu można zaufać, że oferowane jego produkty są w 100% ekologiczne (pomijając oszustwa, wielu jest uczciwych). Wiadomo że każdy nie ma możliwości uprawiać Orkiszu, Płaskurki czy Samopszy, ale kupując ziarno u sprawdzonego ekologa (oczywiście już wyłuskane), możemy samemu przygotować chleb, bądź inne wypieki czy potrawy, a wtedy mamy pewność że nic nikt tam nie dodał na etapie produkcji. Oczywiście jest to też pracochłonne, ale dużo mniej będzie kosztować, niż już gotowa żywność. A niema to jak smak świeżo pieczonego chleba, który sami zrobimy.
      Bardzo mnie cieszy że są ludzie tacy jak Pani, którzy poważnie podchodzą do sprawy odżywiania się zdrową żywnością. Pozdrawiam

  • Łukasz
    Odpowiedz

    Ciekawe rzeczy, ale nie zgodzę się z niektórymi, a niektóre mnie rozbawiają (jak czytam o małych wymaganiach glebowych).
    Pierwsza rzecz, kto powiedział że orkisz ma małe wymagania glebowe, zależy wszystko od odmiany, np. odmiana Ostro uznawana za leczniczą, ma bardzo duże wymagania glebowe (ta odmiana na pewno nie urośnie bez odpowiedniego przedplonu i na słabych glebach) – wiem to z doświadczenia.
    Następna rzecz, kto myśli że uprawa orkiszu jest prosta, to jest w błędzie, zacznijmy od siewu – nie każdy siewnik nadaje się do siania orkiszu (jego kształt i to że jest siany w łusce utrudnia siew); zbiór – tu nie ma większych problemów, trochę zabawy z ustawieniem kombajnu, gdyż jest zbierany w łusce (prawdziwy, zdrowotny orkisz nie wymaca się kombajnem); obróbka – tu jest większy problem, trzeba mieć kilka maszyn do tego potrzebnych, najpierw trzeba wyłuskać, potem oczyścić (co proszę mi wierzyć nie jest proste – choć też zależy to od odmiany), ale uprawiając orkisz trzeba zaopatrzyć się w kilka maszyn do tego niezbędnych.
    Pozostaje jeszcze kwestia robienia mąki i wyrabiania chleba lub ciast itp.
    Ogólnie ja jestem jak najbardziej za, sam osobiście odżywiam się orkiszem. Tylko chcę uświadomić wszystkim zainteresowanym, że to nie jest taka prosta rzecz. A obróbka orkiszu jest bardzo czasochłonna i wymaga sporo pracy.

  • Artur
    Odpowiedz

    Mnie udało się kupić ostatnio kilka rodzajów makaronów orkiszowych, też w sklepie ze zdrową żywnością, choć z tymi „zdrowymi” produktami czasem różnie bywa. W smaku i nitki i łazanki są ok. Ciemny kolor mi w ogóle nie przeszkadza, w końcu jest cała masa zwykłych, pszenicznych makaronów kolorowych 🙂
    Dietę bez pszenicy (z wyjątkiem orkiszu właśnie) stosuję od blisko półtora roku i czuję się lepiej.
    Pomysł, żeby siać i promować uważam za bardzo trafiony.
    Zamierzam testować dalej, tylko te ceny produktów orkiszowych są z księżyca…

  • Piotr
    Odpowiedz

    A ja odkryłem znakomity makaron (nitki) z orkiszu. W sklepie ze zdrową żywnością, więc mam nadzieję, że rzeczywiście pochodzi z „dobrej uprawy”, choć oczywiście gwarancji nie ma. Testowałem dwa rodzaje. Jeden był jasny, przypominający normalny, pszeniczny makaron, a drugi ciemniejszy, już nie tak smaczny, ale niezły. Ceny niestety nie są zachęcające, ale też nie gotuję rosołu codziennie 😉

  • Marta
    Odpowiedz

    Chciałabym dowiedziedieć się gdzie mogę kupić ziarno prawdziwego orkiszu do zasiania .
    Jestem zainteresowana także mąką ze sprawdzonego źródła. Kupuję mąkę w sklepie , który sprzedaje mąki i kasze i inne ziarna ale tam nie umieją mi powiedzieć jaką odmianę orkiszu sprzedają.
    Dowiedziałam sie tylko ,że jest sprowadzana z Węgier.

  • Krzysztof
    Odpowiedz

    Zdecydowanie jestem na tak! Niestety, sam nie mam gdzie uprawiać orkiszu. Rzeczywiście, nie tylko jest zdrowy, ale też smaczny. Mogę potwierdzić, bo udało mi się upiec bagietki orkiszowe i były pyszne. Próby z pieczywem bezglutenowym przerwałem, ponieważ 3 na 4 były nieudane. Ale orkisz, to faktycznie zboże, które warto promować. Zdrowszy jest chyba tylko amarantus. Swoją drogą, kiedy chciałem kupić pieczywo orkiszowe w sklepie, to zawsze okazywało się, że są mniejsze lub większe domieszki (przeważnie pszenicy), a jestem od 4 miesięcy na diecie bez pszenicy i sobie chwalę. Orkisz, to niby też pszenica, tylko prawdopodobnie kilkadziesiąt tysięcy razy mniej zmodyfikowana. Zatem jedzmy orkisz!

  • Monika
    Odpowiedz

    Dokładnie tego się obawiam – że orkisz na drodze popularyzacji stanie się zbożem zanieczyszczonym, bo handlowcy zwęszą interes i chcąc wygenerować możliwie największy zysk wdrożą go w nieuczciwą produkcję. Już dziś w sieciówkach można kupić bochenek „orkiszowego” chleba za 2.50. Mój domowy kosztuje cztery razy tyle, ale jest w stu procentach z orkiszu, na orkiszowym zakwasie. Dziękuję za ten wpis i dziękuję rolnikom, którzy obsiewają orkiszem swoje pola.

Zostaw komentarz