Kategoria Pierwsza strona, Blog dietetyka - Anna Wyszyńska

Witam ponownie, by kontynuować naszą „pszeniczną opowieść”.

Najwięcej o tym „jak to z pszenicą było?” dowiedziałam się z książki „Pszenny brzuch”. Napisał ją (bardzo odważnie zresztą) amerykański kardiolog William Davis. Umieścił w niej dane, wyniki i analizy badań w ciekawy i zrozumiały sposób (może trochę w emocjonalnym,”amerykańskim stylu” pisząc swobodnie i prowokacyjnie o „wielkim tyłku”, czy „męskich cyckach”, ale w gruncie rzeczy, książka wskazuje na ciepłego i rodzinnego lekarza, szczerze zaangażowanego w pomoc swym pacjentom).

Odkąd się ukazała – niespełna 2 lata temu – w Stanach, wciąż utrzymuje się na listach tamtejszych bestsellerów i robi niemałe „twórcze zamieszanie” (nawiasem mówiąc, myśl, że moda na żywienie bezglutenowe, która zapanowała w USA, ma wiele wspólnego ze świadomością, którą dała Amerykanom ta książka – zobaczyli co wielkie koncerny robią z ich ciałem i zdrowiem).

Przetłumaczona na język polski, została wydana przez Bukowy Las dosłownie „przed chwilą” pod tytułem: „Dieta bez pszenicy”.

Dotarliśmy do – chyba najmniej wdzięcznej – części opowieści, w której należałoby napisać co cechuje tę „nową pszenicę”. Postanowiłam więc, że bardzo rzetelne dzieło Davisa będzie tu moim przewodnikiem.

Poza – opisaną już przeze mnie – znaczną różnicą „we wzroście”, gołym okiem widać różnicę w wyglądzie ziarna: „Pierwotna samopsza i płaskurka miały łuski, a ich ziarna mocno przylegały do łodygi. We współczesnej pszenicy ziarna są „nagie”, dzięki czemu łatwiej oddzielają się od źdźbła. Przez to młocka (…) jest łatwiejsza i bardziej wydajna. Cecha ta wynika z mutacji genów Q i Tg.”

„Prawdę mówiąc, ludzie zmodyfikowali pszenicę do tego stopnia, że jej współczesne szczepy nie są w stanie przetrwać w stanie dzikim bez ludzkiego wsparcia w postaci nawozów azotowych i środków zwalczających szkodniki.”

Zaś w innym miejscu autor odsłania kulisy tej machiny:

„W przyszłości genetyka może zmienić pszenicę jeszcze bardziej. Naukowcy nie muszą już hodować nowych odmian i liczyć na właściwą wymianę chromosomów, zaciskając kciuki. Zamiast tego mogą celowo dodawać lub usuwać pojedyncze geny, tworząc odmiany z myślą o odporności na choroby (…). Nowe odmiany można w szczególności przystosować do określonych nawozów lub pestycydów. To proces bardzo opłacalny dla agrobiznesu oraz producentów nasion i środków chemicznych, (…) gdyż konkretne odmiany nasion można chronić patentami, a tym samym zwiększać sprzedaż odpowiadających im środków chemicznych i uzyskiwać dodatkowe dochody.”

Myślę, że wielkim szokiem dla Amerykanów (a za nimi i dla nas) była, podana w książce, informacja, że określona ilość mąki ze współczesnej pszenicy bardziej podnosi poziom glukozy we krwi, niż ta sama ilość zwykłego, rafinowanego cukru.

Czyżby dopiero ten kardiolog zdołał wykryć tę prostą zależność?

Jak musieli poczuć się Amerykanie, którym, przez wiele lat, pod hasłem np. „walki z cholesterolem”, kazano uczynić podstawą ich piramidy żywieniowej – produkty pełnoziarniste, a stali się narodem ludzi otyłych i chorych na cukrzycę (i to w zawrotnym tempie – przez kilkadziesiąt lat trwania tej „zdrowotnej” propagandy).

A czy spadła liczba zachorowań na chorobę wieńcową i inne choroby przebiegające z podwyższonym poziomem cholesterolu we krwi? Bynajmniej…, wręcz przeciwnie!

Ostatnie Wpisy

Zostaw komentarz