Kategoria Pierwsza strona, Blog dietetyka - Anna Wyszyńska

Witam Drogich Czytelników, tym razem w maju!

Maj w tym roku – bardzo „pracowity” – i słońce i deszcze, czyli to, czego potrzeba, by wszystko rosło, zieleniło się obficie… więc tą siłę zieleni, tą hildegardową „viriditas” możemy zapraszać do naszych organizmów. W kwietniu zalecałam cierpliwość i nie sięganie po nowalijki, w maju oczywiście też jeszcze nie ma np. gruntowej włoszczyzny, czy buraków, bezpieczniej jeść jeszcze zeszłoroczne, za to zieleni w koło pełno. Natka już z gruntu, a nie tylko w doniczce na balkonie, koper włoski i zwykły, sałata, wiele świeżych przypraw i ziół. U mnie na parapecie doniczki z których można do kanapek, czy obiadowych potraw urwać świeże listki bazylii, cząbru, natki. Nie ukrywam, że wszystkie te rośliny bardzo lubię i cieszę się, że przyszedł sezon, gdy możemy je zrywać świeże i jeszcze bardziej aromatyczne. Jeśli chodzi o zioła, to pozostaje tylko kupić jakąś książkę, w której poczytamy o ziołach św. Hildegardy i recepturach przy różnych schorzeniach lub mniej poważnych dolegliwościach  i wyruszyć na wyprawę (oczywiście jak najdalej od miasta i ruchliwych tras) z atlasem ziół pod pachą.  Może obawiamy się, że pomylimy gatunki. Jednak zdjęcia w atlasie i opisy są dość szczegółowe i wiele możemy się z nich nauczyć, ( jeśli mamy taką możliwość to oczywiście z początku dobrze mieć za towarzysza kogoś, kto zna się na ziołach). Św. Hildegarda podpowiada nam jaki i kiedy najlepiej je zbierać i jak przyrządzać (np. piołun zaleca zbierać właśnie w maju – obecnie wiemy, że taki majowy nie ma tych kuleczek, w których najwięcej jest  szkodliwych tujonów). Jednak nawet mało wytrawny „zielarz” rozpozna pokrzywę i może nazrywać trochę jej  młodych listków do uduszenia jako farsz do omleta, tarty czy np. pokrzywowej zupy.

Zaś wracając do dobrodziejstw które możemy kupić na straganach…

Natka to bogactwo witamin i mikroelementów. Wielu z nas lubi też delektować się młodziutkim, świeżutkim koperkiem. Zapewne zdziwi nas, że nasza święta nie zalecała go jeść na surowo:

„Nie nadaje się do jedzenia na surowo, ponieważ zawiera większą wilgoć ziemi niż koper włoski, zaś z ziemi przyciąga do siebie pewną maleńką tłustość, przez co spożywanie go na surowo jest dla człowieka złe.” Zaś wcześniej pisze, że spożywanie go „sprowadza na człowieka smutek”, jednak dalej wskazuje także jego użyteczność dla człowieka:

„Spożywany po ugotowaniu zwalcza artretyzm i jest pożyteczny.”

Stąd dr Strehlow zaleca:

„najbardziej wskazane jest jedzenie kopru w sosie,  przykładowow popularnym zielonym sosie . Doskonale smakuje z gotowanym mięsem i rybą , zaś u Szwedów uchodzi za przyprawę narodową.”

Zaś jeszcze dalej św.  Hildegarda uczy nas, jak zmieszany koper  z krwawnikiem pomaga zatrzymać krwawienie z nosa (położyć mocno zielony koper i dwa razy tyle krwawnika na czole, skroniach i piersi).

O koprze włoskim wiemy już, jak bardzo jest pożyteczny w każdej postaci, tym bardziej więc świeży zielony koperek.

Wspomniałam też o sałacie. No cóż, tu św. Hildegarda też, można by rzec, podważa niektóre z naszych przyzwyczajeń.  Pewnie by nie podawała jej z cukrem i śmietaną, ale za to podpowiada prostą marynatę:

„Kto chce jeść sałaty, na krótko przed spożyciem powinien je najpierw zamarynować koperkiem, octem lub czosnkiem, aby przeszły tymi przyprawami.  Złagodzone w ten sposób, a następnie spożywane, wzmacniają mózg  i umożliwiają dobre trawienie, bowiem suchość koperku i ciepło octu razem z ciepłem czosnku na tyle łagodzą ich chłód, że służy on ludzkiemu zdrowiu.”

Czyli „wypisz, wymaluj” nasze współczesne dressingi, czy sosy koperkowo – ziołowe do sałaty.

Zaś właściwie przyprawiona sałata z ziarnami orkiszu jest klasycznym daniem w kuchni św. Hildegardy, zalecanym przy wielu dolegliwościach. (Bardzo lubią je też moi chłopcy, a i warsztatowicze obiadowych warsztatów delektują się jego smakiem).

Święta Hildegarda pisze o kilku odmianach sałat (ogrodowej, dzikiej, jadowitej) jednak jedynie ogrodowe opisuje jako przydatne do spożycia. W naszych czasach „namnożyło się” wiele odmian sałat i –  o dziwo – to co zwyczajowo uważamy za sałaty, wcale nie należy do tej rodziny. Okazuje się, że o ile „prawdziwa” sałata należy do rodziny astrowatych, o tyle np. roszponka (in. roszpunka) należy do kozłkowatych, rukola (rokietta siewna) do kapustowatych, enywia też do astrowatych, jednak „dużo bliżej jej” do cykorii niż sałaty. Co by napisała o tych roślinach święta Hildegarda? Możemy jedynie spekulować. Osobiście najbardziej lubię zwykłą sałatę i to właśnie przyrządzoną według wspomnianego przepisu świętej, jednak wcale nie jemy jej zbyt często, gdyż zdobycie zdrowej sałaty w naszych czasach, niestety też wcale nie jest takie proste i oczywiste (na szczęście niedługo będą dobre w naszym ogródeczku), bowiem „standardowe” opryski to nie wszystko, stosuje się też silne środki ochrony przed ślimakami. Dlatego, podobnie jak w przypadku marchwi, buraków, jabłek – warto „wydreptać”, też, dobre źródło kupowanej i spożywanej sałaty.

 

 

 

 

Ostatnie Wpisy

Zostaw komentarz